O przywództwie w rodzinie – Follow me! If you want to.

Co możemy zrobić, żeby dzieci chciały za nami podążać? Co to znaczy przewodzić rodzinie? Czy to znaczy zaprowadzać swoją wolę, decydować, żądać, zlecać? Prosić, pytać, uwzględniać, czy jeszcze coś innego?

Kto ma swoje stado, ten wie, że przywództwo nie jest łatwe. Radosne, wykrzyknięte nawet z największym przekonaniem: „Follow me!” nie zawsze wystarcza. Szczególnie, gdy treść tej zachęty jest niepopularna, jak: „Wskakujemy w piżamy!” albo „Wygaszamy ekrany i idziemy na spacer!”.

Z radością odkryłam, że najnowsza książka Jespera Juula („Rodzic jako przywódca stada”, 2017) dotyczy właśnie przywództwa. Smakuję ją, kawałek po kawałeczku. Kiedy ktoś mnie pyta, jaki jest ten nowy Juul, odpowiadam: dojrzały, mądry, gęsty. Gęsty od zdań, którym chcę się przyglądać więcej niż raz. I od pojęć, które definiuje na nowo. Nie ze wszystkim się zgadzam, czasem bym podyskutowała, ale dużo biorę dla siebie.

Gdybym miała odpowiedzieć, na czym polega to przywództwo w rodzinie, to bym powiedziała, że na byciu sobą. Na odważnym, uważnym byciu sobą. Przywództwo zaczyna się od tego, że wiemy, kim jesteśmy, czego chcemy i co jest dla nas ważne i znajdujemy sposobność, by to pokazywać. Jeśli do tego dołożymy troskę o dzieci, szacunek dla ich integralności i okazywaną im empatię, to mamy wszystko, czego potrzeba.

Proste? Proste. Ale, czy łatwe? Trudne.

Bo bycie sobą wymaga tego, by wiedzieć, kim jesteśmy a często odebrane wychowanie i lata spędzone na dostosowywaniu się do szkolnych wymagań sprawiają, że nie rozwijamy tej wiedzy, ale ją zatracamy. Rodzicielstwo jest więc doskonałą okazją do rozwoju. Setki codziennych sytuacji pozwalają tej wiedzy o sobie nabierać i trenować komunikowanie jej innym.

„Idealny typ przywództwa dorosłych, można by scharakteryzować w następujący sposób: jest proaktywny, empatyczny, elastyczny, zorientowany na dialog i troskliwy” – pisze Juul.

Co to znaczy dla mnie?

Proaktywność – wydaje mi się być kluczowym składnikiem przywództwa. Oznacza, że nie ograniczamy się wyłącznie do reagowania na to, co robią lub czego nie robią nasze dzieci. Świadomie działamy, prezentując, co dla nas ważne. Przewidujemy, planujemy, proponujemy, zapobiegamy, bierzemy sprawy w swoje ręce. Jeśli idzie wieczór i ja spodziewam się, że dzieci dopadnie (niepotrzebne skreślić): wilczy głód, apetyt na zabawę, pragnienie, olśnienie dotyczące zadanej na jutro pracy domowej albo nagła dbałość o higienę osobistą, wymagające czterdziestominutowego wylegiwania się w wannie, a zależy mi na tym, by proces lądowania w łóżkach nie doprowadził do wojny domowej, sprawdzam, jakie działania mogę podjąć.

Dbam o to, by (niepotrzebne skreślić): zjadły kolację, organizuję kąpiel, proponuję czytanie na dobranoc lub inną formę wspólnego spędzenia czasu, opowiadam, jak ważne jest dla mnie to, by dziś, kiedy dzieci usną, mieć godzinę tylko dla siebie.

Nie muszę być wszechwiedząca i wszechprzewidująca. Mogę zapytać o to, co jeszcze mają dziś ważnego do zrobienia, czego potrzebują, by pójść spać.

Empatia – Juul określa ją, jako zdolność rzeczywistego zauważenia drugiego człowieka. Czyli, poza tym, co moje, poza moimi celami i potrzebami, zwracam uwagę na to, co gra w dzieciach.

Elastyczność – oznacza, że nie muszę być konsekwentna. Zamiast niezłomnie trzymać się tego, co powiedziałam lub co wspólnie z dziećmi ustaliliśmy, wolę być wrażliwa na to, co się dzieje. Jeśli ustalenia przestają nam służyć, zmieniamy je. Brak konsekwencji przypisuje się często rodzicom, jako cechę, która jest winna wszystkim problemom ich dzieci. Spowodowane jest to dwoma mitami: 1) przez niekonsekwencję utracę autorytet, 2) przez brak konsekwencji dzieci przestaną czuć się bezpiecznie. Rodzice przyznają czasem, ze zmieszaniem, że nie bardzo im wychodzi bycie konsekwentnymi. Ufff, myślę sobie wtedy. Całe szczęście. Relacje międzyludzkie, to taki obszar, w którym jest mało stałości. Relacje są dynamiczne. Zmieniają się okoliczności, potrzeby, nastrój. To, co służy nam dziś, nie musi być pomocne jutro.

Troska i dialog – „przejawiają się w tym, że dostrzegamy i traktujemy poważnie dziecięce życzenia, potrzeby, myśli, pomysły i uczucia – nawet wtedy, kiedy stoją w sprzeczności z naszymi” pisze Juul.

Przywództwo nie jest więc aroganckie. Nie wymusza, ale uwzględnia, zagarnia, zaprasza, opiekuje.