„Nudzi mi się” płynące z ust dziecka, to komunikat, który często zasiewa w rodzicach dyskomfort. Bywa, że cisną nam się na usta różne niewspierające odpowiedzi, zaczynając od: „A wiesz, jak ja bym się chciała ponudzić?”, przez „Tyle masz zabawek, nic Cię nie interesuje?”, po: „Świetnie, mówią, że to bardzo rozwojowe i że dzieci muszą się czasem ponudzić”. Żeby sformułować bardziej wspierającą odpowiedź na dziecięcą nudę, warto najpierw przyjrzeć się, co się za nią kryje.
Za nudą zwykle stoi napięcie. Ludzie często używają słów: „nudzi mi się” na określenie napięcia i dyskomfortu, którego źródła jeszcze nie zidentyfikowali. Najcenniejszym, co możemy dać dziecku w tym obszarze, jest umiejętność obsługi nudy, poprzez uważność, kontakt ze sobą, z własnymi potrzebami, z sygnałami płynącymi z ciała. Mam na myśli to, by uczyć się wraz z dzieckiem rozsupływać ten kłębek, który stoi za „nudzi mi się”:
- „Mmm, słyszę, że to chyba nieprzyjemne?”,
- „A jak mówisz nudzi mi się, to co dokładnie masz na myśli?”,
- „Czy to jest miłe?”,
- „A co jest dla Ciebie przeciwieństwem nudy?”.
Często „nudzi mi się” jest próbą nawiązania kontaktu z dorosłym, by pomógł dziecku poradzić sobie z tym napięciem. Dzieci potrzebują być w polu uwagi dorosłego. Im mniejsze, tym potrzebują tego więcej. To dla nich gwarancja poczucia bezpieczeństwa. Nuda może być dla dziecka sygnałem, żeby wrócić do kontaktu i do relacji – to dlatego tak często nudzą się, gdy rozmawiamy przez telefon, gdy pracujemy, gdy jesteśmy pochłonięci jakimś zadaniem i gdy bardzo pasowałoby nam, by czymś się zajęły. To dlatego odsyłanie do zabawek, proponowanie aktywności lub podkreślanie rozwojowego wpływu nudy, nie pomaga. Wspierająca może być sama obecność albo zrobienie czegoś wspólnie. Niekoniecznie chodzi o szukanie dziecku zajęcia. Rodzice często doświadczają tego, że dzieci w takim znudzeniu i rozdrażnieniu odrzucają wszystkie propozycje. Nie trzeba od razu zaklejać nudy jakąś propozycją. Można przystanąć na etapie kontaktu i bliskości i poczekać aż propozycja konkretnego działania sama się wyłoni.
Jest też pewien rodzaj nudy, którą nazwałabym „nudą edukacyjną”. Chodzi o sytuację, w której dziecko mówi że dany materiały, zadanie, lekcja jest nudna. Bardzo często przyczyną jest to, że poziom trudności jest niedostosowany do możliwości dziecka, czyli zadanie jest za trudne lub zbyt łatwe. Dzieci nudzą się też wtedy, gdy mają być spokojne, ciche i bierne, czyli podczas podawczych form nauczania. Wtedy tę nudę warto zinterpretować jako komunikat: „nie służy mi to”, „nie wspiera mnie to”, „moje ciało daje mi znać, że potrzebuję czegoś innego”. Nuda może wtedy oznaczać napięcie, które wiąże się z jakąś ważną potrzebą, która domaga się uwagi, np.: potrzebą ruchu, poczucia sensu, wspólnoty, wpływu na swoje życie, eksploracji.
Czy nuda rzeczywiście jest taka pożyteczna?
Co jest więc pożytecznego w nudzeniu się? Możliwość spotkania się ze sobą, poznawania siebie i identyfikowania napięcia. Nuda daje szansę na proszenie o pomoc i korzystanie z regulacyjnej mocy relacji. Z tego z kolei rodzi się zaangażowanie w czynności służące rozwojowi i będące odpowiedzią na aktualne potrzeby. Aby to mogło się zadziać, dzieci potrzebują rzeczywiście okazji, a więc potrzebują czasu, który będzie czasem niezorganizowanym, niepodporządkowanym żadnym celom. Często jednak sama okazja nie wystarcza – potrzebują też naszej obecności i towarzyszenia. Nuda niezaopiekowana i osamotniona wcale niekoniecznie wspiera w rozwoju. W odróżnieniu od tej zaopiekowanej, może ona prowadzić do odcinania się i do rozwijania strategii na to, by nie czuć tego, co nieprzyjemne.
You must be logged in to post a comment.