Choć jest to temat, który bardzo często pojawia się w pracy z rodzicami, nie miałam zamiaru pisać o tym, czym konsekwencje różnią się od kar. Dobre teksty na ten temat już są dostępne w internecie. Rozmawiając z rodzicami i nauczycielami, jestem jednak poruszona nieporozumieniem, jakie wprowadza rozróżnienie na karę i konsekwencję a właściwie skutkami, jakie ono ze sobą niesie. Dlatego napiszę i ja.
Wyobraźcie sobie dziewczynkę. Podczas szkolnych zajęć na basenie musiała wykonywać przysiady, w konsekwencji nieprzyniesienia czepka. Przysiady, których zażyczył sobie trener nie miały być karą, ale właśnie konsekwencją nieprzyniesienia czepka. Nie ma czepka – nie pływa, ale ćwiczy na zewnątrz.
Stosowanie kar w wielu kręgach jest dziś niepopularne. Wiedza na temat tego, jak niekorzystny wpływ ma stosowanie kar na dzieci, na ich poczucie wartości, motywację oraz na relację z dorosłymi, jest łatwo dostępna i coraz szerzej znana. Dzięki tej dostępności i wzrastającej świadomości społecznej, wielu rodziców szuka dla swoich dzieci środowiska, w którym tego rodzaju metody wychowawcze nie są stosowane – i takie placówki powstają. To wielka radość i nadzieja na bezpieczne miejsca dla naszych dzieci.
Bywa jednak, że niepopularne słowo „kara”, zastępowane jest innym: „konsekwencja”. Z perspektywy dziecka niewiele się jednak zmienia. Różnica zazwyczaj jest taka, że kara jest wymierzana po fakcie, a konsekwencja jest wcześniej zapowiedziana. Tak długo jednak, jak ta „konsekwencja” narzucana jest i egzekwowana przez dorosłego, niczym nie różni się od kary. Drugim aspektem, który świadczy o tym, że „konsekwencja” jest karą, jest jej wychowawczy charakter. Naturalne konsekwencje po prostu się dzieją. Nie dlatego, by dać komukolwiek nauczkę albo by ktoś wiedział, że nie należy się w określony sposób zachowywać. Konsekwencje zachodzą:
- zgodnie z prawami fizyki – gdy upuszczę szklankę, ona się stłucze,
- zgodnie z fizjologią ludzkiego ciała – gdy dotknę żelazka, oparzę się, gdy kogoś uderzę będzie go bolało.
Naturalną konsekwencją stłuczonej szklanki nie jest to, że ktoś ma obowiązek ją odkupić, ale popękane szkło i odłamki rozsypane po podłodze. Konsekwencją tego, że przedszkolak kogoś uderzy nie jest to, że musi siedzieć przy stoliku tak długo, aż wybąka wymuszone przepraszam, ale ból, złość, smutek lub płacz uderzonego.
No dobrze – mówią rodzice – Ale co z odpowiedzialnością? „Jeśli coś znowu zniszczysz, pozbawimy Cię kieszonkowego, żeby to odkupić”. Wyobrażam sobie, że tok rozumowania jest taki, że skoro coś jest zniszczone, wymaga to dodatkowych środków finansowych, a że zostało zniszczone przez dziecko, powinno ono odczuć konsekwencje tej straty, by zacząć bardziej uważać/szanować rzeczy/poznać wartość pieniądza/brać odpowiedzialność za swoje działania. Konsekwencją zniszczonych rzeczy, jest to, że rzeczy są zniszczone. Są zniszczone i nie nadają się do użytku. Koniec. Jeśli pozbawiamy dziecko kieszonkowego, jest to już kara, czyli świadome zrobienie przykrości w odwołaniu się do swojej władzy (przewagi sił), po to, by dziecko zapamiętało na przyszłość, że nie niszczy się rzeczy.
Co jest konsekwencją nieprzyniesienia czepka na basen? Brak czepka.
Czym więc są te przysiady? Nawet jeśli byłyby one zapowiedziane, jako konsekwencja braku stroju? Wyobrażam sobie, że są próbą poradzenia sobie z tym, że dzieci wciąż zapominają czepka.
Niewątpliwie są też jednak karą. I to taką, w której czuć wyraźne nadużycie władzy dorosłego nad dzieckiem. Dorosły, korzystając ze swojej pozycji i siły, dysponuje ciałem dziecka, każąc mu wykonywać swoje polecenia. Wymagając od dziecka posłuszeństwa w takiej kwestii dziś, jak możemy oczekiwać, by w przyszłości było w stanie zadbać o swoją integralność fizyczną?
Jak sprawdzić, czy coś, co robimy jest karą czy konsekwencją?
- sprawdzić, czy używamy wobec dziecka przewagi siły, pozycji władzy
- sprawdzić, czy nasze zadziałanie ma charakter wychowawczy – czy służy temu, by dziecko więcej czegoś nie zrobiło, by popamiętało, by pożałowało
- słuchać dziecka lub rodzica dziecka – czy czuje się ono upokorzone, skrzywdzone, czy traci zaufanie do dorosłego?
Marzy mi się, by dorośli, którzy pracują z dziećmi, mieli świadomość tego, że pracują z wrażliwymi istotami, których osobowość dopiero się kształtuje. By zdawali sobie sprawę z tego, że sposób, w jaki wchodzimy z dziećmi w relację wpływa na ich obraz siebie i na ich umiejętności zadbania o siebie w przyszłości. By mieli kompetencje, które pozwolą im radzić sobie w trudnych sytuacjach w sposób, który nie narusza innych.