„W każdej rodzinie muszą istnieć jasne granice”,„Dzieci potrzebują granic, by czuć się bezpiecznie”, „Dzieciom trzeba granice stawiać”, „Dzieci muszą granice respektować”. Można by powiedzieć, że „granice” to słowo klucz dzisiejszego podejścia do wychowania. Mam jednak wrażenie, że za słowem „granice” mogą się kryć bardzo różne rzeczy.
Granice kiedyś
Kiedyś granice były przepisami, obowiązującymi w danej rodzinie, instytucji, społeczności. Nakazy i zakazy, wyznaczane przez rodziców i innych dorosłych, wchodzących w relację z dziećmi.
Przykłady takich granic mogłyby brzmieć następująco:
- „Nie wolno wchodzić do domu w butach”,
- “O 21 trzeba zgasić światło”,
- „Nie wolno bić”,
- „Nie dyskutuj”
- „Podczas Dziennika ma być cisza”
- „Nie można wstawać od stołu, dopóki wszyscy nie zjedzą”
- „Po Dobranocce, marsz do łóżka. Tylko zęby umyj”.
Charakteryzowało je to, że były niezmienne i raczej nienegocjowalne. Ich przekroczenie niosło za sobą konsewkencje w postaci kary. Jesper Juul zwraca uwagę na to, że istotnym narzędziem w doglądaniu przestrzegania przez dzieci granic była przemoc. Uznawano też, że jeśli dzieci nie przestrzegają granic, jeśli system granic w rodzinie nie funkcjonuje tak, jak zamierzono, trzeba:
te granice zacieśnić (znaczy, że są zbyt liberalne),
zwiększyć konsekwencję w ich przestrzeganiu (nie robić wyjątków)
lub zastosować dotkliwsze kary (tak napędzano spiralę przemocy).
Granice dziś
Dziś przemoc wobec dzieci nie jest już tak jednomyślnie akceptowana w naszej kulturze. A bez niej, tego rodzaju granice trudno przeforsować i egzekwować. Dzieci mają odwagę mówić „nie”, chronić swojej autonomii i integralności. Tego, co wiem o granicach nauczyłam się od Jespera Juula właśnie, od Agnieszki Stein oraz od moich dzieci. Chciałabym tu opisać czym dla mnie są granice.
Bliskie mi jest pojęcie granic osobistych, które wskazują, gdzie się kończę a gdzie zaczynam, ale też: na co mam zgodę, a co budzi mój sprzeciw, co mnie narusza. Co chcę, czego nie chcę. Część z tych granic jest bardzo osobista, płynna i wyznaczana w każdym momencie:
- „Zależy mi na tym byście poszli już spać, bo potrzebujecie mnie podczas usypiania, a ja także chcę odpocząć” (ale innego dnia mogę powiedzieć:
- „Bawcie się, ile chcecie, jutro wszyscy mamy wolne”)
- „Nie chcę, byś teraz jadł te cukierki, bo właśnie przygotowuję obiad”,
- „STOP, nie mam zgody na kopanie się bo głowach”,
- „Nie chcę żebyś uderzał, to mnie boli”.
Jest też jakaś część z nich, która ma charakter ogólny, daje jasność, pomaga, układa codzienność, służąc wszystkim członkom rodziny, np.:„Komputery do 18”. Nie są one niezmienne, są albo negocjowane, albo przedstawiamy dzieciom racje, które za nimi stoją i staramy się być w tym zrozumiani. Dzieci mają też prawo do sprzeciwu i my bierzemy ich sprzeciw pod uwagę (co nie znaczy, że mamy zmienić zdanie, choć w zmianie decyzji nie ma nic niepożądanego). Czasem szukamy innych granic gdy zaobserwujemy, że komuś one nie służą.
W tym starym modelu przekroczenie granic przez dzieci pociągało za sobą karę. Tu, pociąga za sobą raczej informację o tym, że moje osobiste granice zostały naruszone oraz uruchamia nas do poszukiwania przyczyn. Jeśli dzieci nie przestrzegają granic, to przyglądamy się tym granicom, a także potrzebom dzieci oraz naszym – potrzebom wszystkich członków rodziny, które traktujemy jako równie ważne.
Aby być w stanie wprowadzać taki model granic w rodzinie, niezbędne jest to, by poznać gdzie te nasze osobiste granice leżą. Często mamy z tym ogromny problem, dlatego, że sami wychowywaliśmy się w takim środowisku, które nie wspierało takiej wiedzy o sobie ani o innych (gdzie leżą granice innych osób, bo były one bardzo mocno schowane za sztywnymi, nieosobistymi regułami). Część granic uświadamiamy sobie poprzez refleksję i rozmowę na temat tego, co jest dla nas w rodzinie, w życiu, w relacji z dziećmi szczególnie ważne. O istnieniu innych orientujemy się wtedy, gdy ktoś je narusza. Dyskomfort jaki wtedy pojawia się w ciele, napięcie, sprzeciw, niechęć, stres, czasem agresja i chęć ochrony siebie, dają nam znać, że nasze granice zostały naruszone.
Jak komunikować swoje granice?
Jak podpowiada Juul, możemy to przekazać, mówiąc:
Ja chcę/ ja nie chcę
Nie lubię, gdy…
Dodam do tego jeszcze:
Trudno mi z tym, że…
Różnica, pomiędzy mówieniem:„Ty musisz”,„Ty nigdy”,„Ty zawsze”, a„Ja nie chcę”,„Ja nie lubię” wydaje się mała, ale jest kolosalna. Daje nadzieję na kontakt. Pozwala dziecku zobaczyć rodzica, poznać go, a nie jakąś regułę. Daje szansę na współpracę, zamiast dostosowania się i podporządkowania. Niesie możliwość współdziałania, tymczasem słowa: musisz, tak jak krytyka i oskarżenia, rodzą chęć oporu i walki.
To jednak nie jest ani czarodziejska różdżka ani magiczny przełącznik. Nie zawsze dzieci są w stanie nas usłyszeć. Czasem będą ponawiać swoje zachowanie. Innym razem nie będą w stanie jeszcze mocniej z nami współpracować, bez straty dla siebie. A mimo to, potrzebują słyszeć nasz sprzeciw, bo w ten sposób uczą się, że inni ludzie mają granice (nawet jak zdają sobie nic z tego nie robić), i w ten sposób dajemy im bardzo ważne narzędzie – uczymy je, jak komunikować innym ich własne granice. Taki rodzic-model, który potrafi pokazać dziecku jak ochronić własne granice to dar nie do przecenienia.
Jeśli tymczasem chodzi o samo poczucie bycia naruszonym i o potrzebę zadbania o siebie po trudnej sytuacji, to nie dziecko jest tą osobą, u której warto szukać wsparcia. Dziecko nie da nam tego wsparcia. Albo sami możemy dać sobie chwilę na to, by o siebie zadbać, pooddychać, zrobić sobie dobrą kawę, powiedzieć sobie z empatią, że to było cholernie trudne, poczekać na moment, w którym będę mogła obgadać to z innym dorosłym, skorzystać ze wsparcia specjalisty. Ale nie oczekiwać tego od dziecka. Relacja rodzic-dziecko jest z natury asymetryczna. My wiele dajemy, dzieci wiele biorą. Tak ma być. Dlatego warto wsparcia poszukiwać na zewnątrz, poza tą relacją, u innych dorosłych. Pomocna może też być wiedza o tym, dlaczego dzieci przekraczają granice rodziców.
Dlaczego dzieci przekraczają granice rodziców?
- Nieumyślnie, realizując jakiś swój cel, potrzebę, zamysł – kiedy są zaabsorbowane tym, o co chcą zadbać, trudno im bywa zauważyć, że to, co robią może być dla kogoś trudne.
- Chcą poznać rodziców, chcą się czegoś o nich dowiedzieć, uczą się swoich rodziców – a do tego potrzeba wielu powtórzeń. W taki sposób dzieci się uczą: powtarzając, sprawdzając, eksperymentując, dowiadują się coraz to nowych rzeczy o ludziach i o świecie. Aby sprawdzić, czy coś jest incydentalne, czy jest prawidłowością, potrzebują sprawdzać jedną rzecz bardzo wiele razy.
- Szukają kontaktu.
- Dbają o własną autonomię, potrzebują sprawczości, decyzyjności. Aby o to zadbać, nie mogą bez sprzeciwu wypełniać wszystkich naszych poleceń. Chcą szukać swoich rozwiązań, własnych dróg radzenia sobie w nowych sytuacjach. Chcą brać sprawy w swoje ręce. Zdarza się, że w efekcie nasze i dziecięce granice ścierają się, spotykają ze sobą.
- Dlatego, że wystarczająco wiele już współpracowały. Nie dostrzegamy czasem, jak wiele dzieci współpracują. Koncentrujemy się na problemach i na tych sytuacjach, w których dzieci nie chcą zrobić tego, czego oczekujemy.
Rodzice nie dają dzieciom jasnej informacji, czego chcą i czego potrzebują. Mówią ogólnikami: „chcę, żebyś teraz był grzeczny”, stosują komunikaty, które zrywają kontakt (tak działa m.in krytyka). - Dzieci mają dużo doświadczeń, w których to ich granice są naruszane. Z tych doświadczeń uczą się, że można naruszać granice innych. Najprostszym więc sposobem na to, by dzieci respektowały granice rodziców i innych ludzi w ogóle jest podchodzenie do nich z szacunkiem i traktowanie ich poważnie.
W sobotę 11.08.2018 odbędzie się webinarium – spotkanie online na żywo, w którym będę mówić szerzej o granicach, odpowiem też na Wasze pytania. Zapisy na webinarium (klik!).
W sobotę (26.05.2018) prowadziłam webinarium dla rodziców, podczas którego zajęłam się tematem asertywności w rodzicielstwie. Zapraszam – można uzyskać dostęp do nagrania! Dostęp do nagrania.