Próba sił, czyli o tym, co utrudnia współpracę

Próba sił, czyli o tym, co utrudnia współpracę

Co mogę zrobić, by dziecko zechciało ze mną współpracować? – to jedno z ważnych pytań, które stawiają sobie zaangażowani rodzice i nauczyciele. Z tym, że pod słowem współpraca, dorośli nierzadko rozumieją: by zawsze słuchało, gdy mówią, że ma coś zrobić, albo czegoś nie robić: by bez ociągania się sprzątało, zjadało wszystko z talerza, odrabiało lekcje i bez marudzenia chodziło spać o podyktowanej przez dorosłych porze. To taka wizja, która kojarzy mi się ze współpracą na zlecenie, gdy jedna z osób jest decydentem a druga wykonawcą. Jedna ze stron przejmuje całą odpowiedzialność i nadzoruje jedynie wykonywanie zadań. Przed taką relacją dzieci się wzbraniają.

Mi bliższe jest rozumienie współpracy jako współdziałania dwóch lub więcej osób (podmiotów), z których każda troszczy się o coś, co jest dla niej ważne. Współpraca jest poszukiwaniem, jak w praktyce życia pogodzić to, co dla wszystkich zaangażowanych stron ważne. Zakłada równą godność, dzielenie odpowiedzialności i dwustronną komunikację. O zapraszaniu dzieci do współpracy potrzeba więcej niż jednego tekstu. W tym skoncentruję się na tym, co nas od współpracy oddala.

 

Zdarza się, że poszukując łatwości i skuteczności, czasem w bezsilności lub w pośpiechu, dorośli, chcąc nawiązać współpracę, wchodzą ze swoimi dziećmi w próbę sił. Wypowiadamy wtedy, nieznoszącym sprzeciwu głosem, słowa z pozycji autorytetu, kogoś kto ma decydujący głos, ale nie dlatego, że bierze za daną sytuację odpowiedzialność, a jedynie dlatego, że ma więcej siły, władzy czy przywilejów. Po czym poznać, że wkraczamy w próbę sił?

Oznajmiamy decyzję i jesteśmy gotowi ją forsować, nie sprawdzając przy tym, jak ma się z nią druga strona. Jednym słowem: nie uwzględniamy dziecka.

Mówimy: „tak, ma być i już” albo „nie, bo nie”, „bo Cię o to proszę”, „zrób to”, „przestań”, „słuchaj”.
A dziecko nie robi, nie przestaje, nie słucha.
„Czemu nie robisz, nie przestajesz, nie słuchasz?” – dopytujemy.
„Bo nie” – odpowiada dziecko: spojrzeniem, gestem albo parsknięciem.

Próba sił powoduje eskalację napięcia. Dziecko w naturalnym odruchu, czując się nieuwzględnione, chce ochronić swoją autonomię. Być może chce być usłyszane i dostrzeżone, albo swoim uporem dopomina się autentycznego kontaktu z rodzicem, albo ma inny ważny powód by odmówić? Dzieci będą z całych sił dążyć do tego, by zostać uwzględnione. Część z nich nie będzie głośno protestować, zamiast tego biernie odmówi współpracy, unikając wykonania jakichś czynności, ociągając się, odwlekając je w nieskończoność.

Gdy zapędzimy się w tę strategię, odmowna reakcja dziecka sprawia zwykle, że czujemy, że należy nieco dokręcić śrubę. Skuteczność. Liczy się dla nas skuteczność. Podnosimy więc głos, albo szukamy zwrotów, które jeszcze bardziej wprost wyrażą, co jest dla nas ważne. Na przykład dodajemy: „natychmiast”. Jeśli dziecko nadal odmawia, zaczynają pojawiać się w głowie pomysły zahaczające już o przemoc: co zrobić, by je nakłonić, co mu odebrać, jak nastraszyć, jak sprawić by usłyszało? [Mi osobiście wyświetlają się wtedy obrazy latających klawiatur.

Jakie przekonania i okoliczności skłaniają nas do podejmowania próby sił?

  • przekonanie, że dzieci powinny słuchać rodziców i robić to, czego ci od nich oczekują – wersji tego przekonania jest z pewnością wiele.

Powinny, bo:
– dorośli lepiej wiedzą, co jest dla dzieci dobre (Czyżby? Czy zawsze? Dorośli mają większą wiedzę i doświadczenie życiowe. Dzieci mają natomiast kontakt z tym, czego potrzebują w tym momencie. W próbie sił dorośli często nie mają wcale na celu przeforsowania tego, co uważają za dobre dla dziecka, ale tego, czego sami w danej chwili potrzebują)
–  w ten sposób okazują dorosłym szacunek, a odmawiając wykonania polecenia, odmawiają dorosłym szacunku (A jakby tak dziecięcą odmowę potraktować jako informację o dziecku a nie o dorosłym?)
– to świadczy dobrze o nas jako rodzicach

  • pośpiech
  • niedostateczna liczba dorosłych opiekunów w stosunku do liczby dzieci pod opieką
  • brak wiedzy o rozwoju psychicznym i emocjonalnym dzieci, a przez to nieadekwatne do wieku i momentu rozwojowego oczekiwania.

Opisana wyżej skłonność do eskalacji konfliktu, która może prowadzić do naruszających dziecko zachowań jest dla mnie najważniejszym argumentem, by się w te rejony nie zapędzać. Koncentracja na skuteczności i przeprowadzeniu swojej woli ogranicza też nasze możliwości patrzenia na sytuację z perspektywy dziecka, szukanie przyczyn jego zachowania i kryjących się za nimi potrzeb. Częste, regularne postępowanie w taki sposób, uniewrażliwia nas na protesty i emocje dziecka, blokuje empatię i obciąża relację.