Bliskość i autyzm

Praktykowanie rodzicielstwa bliskości w stosunku do dzieci w spektrum autyzmu budzi wiele wątpliwości. Czy można, czy warto, czy to się nie wyklucza? Czy wykonalne, czy działa, czy nie zaszkodzi? I wreszcie: czy to się komuś w ogóle udaje.

Często to właśnie od Was, rodziców dzieci ze specjalnymi potrzebami, możemy się uczyć, czym jest wrażliwość na dziecięcą indywidualność i wychodzenie jej naprzeciw. Wiem, że Wam szczególnie trudno iść tą ścieżką. Nie tylko dlatego, że Wasze rodzicielstwo jest pełne wyzwań, ale i dlatego, że często słyszycie głosy, że dzieci ze spektrum potrzebują konsekwencji, powtarzalności, sztywności, motywacji zewnętrznej. Postanowiłam więc napisać o tym, dlaczego rodzicielstwo bliskości to opcja dla rodziców dzieci z autyzmem i zaburzeniami ze spektrum autyzmu.

  1. Rodzicielstwo bliskości to taki styl budowania relacji w rodzinie, który opiera się na przekonaniu, że każdemu należy się jednakowy szacunek – niezależnie od tego, ile ma lat, jakie ma umiejętności, problemy czy ograniczenia. Autyzm nie musi być powodem, by rezygnować z relacji opartych na podmiotowości i głębokim szacunku. Każdy jest ważny, taki jaki jest, każdego chcemy uwzględnić z jego potrzebami i indywidualnością. Rodzicielstwo bliskości to właśnie wrażliwość na to, że ludzie się różnią, ale w tych różnicach chcą budować wspólną codzienność. To akceptacja. Dzieci z autyzmem także porzebują akceptacji i bezwarunkowej miłości, by bezpiecznie wzrastać i budować poczucie własnej wartości.
  2. Cały kawał rodzicielstwa nie dotyczy wcale dziecka, ale rodzica. Rodzicielstwo to rozwój, to zdobywanie wiedzy o sobie samych, poznawanie swoich granic, pragnień i potrzeb. To poszukiwanie odwagi do bycia autentycznymi. Z tej perspektywy każdy z nas ma do zrobienia swoją pracę, pracę nad sobą. Nieważne, ile mamy dzieci ani z jakimi trudnościami one się mierzą. By być gotowym do objęcia przewodnictwa, przywództwa, potrzebujemy dobrej relacji sami ze sobą, byśmy mogli podejmować świadome decyzje i brać za nie odpowiedzialność. Rodzicielstwo bliskości wspiera rodziców w poznawaniu siebie, w byciu w kontakcie ze swoimi potrzebami, w poszukiwaniu skutecznych sposobów komunikowania się z innymi.
  3. Empatii uczymy się wtedy, gdy doznajemy empatii. Nie wtedy, gdy jesteśmy karani za zachowania, które ktoś chce wyeliminować ani nagradzani za te, które ktoś uznał za pożądane. Wtedy uczymy się sprytu albo przetrwania. Empatii i regulacji emocjonalnej uczymy się, gdy ktoś stara się odczytać wysyłane przez nas sygnały i adekwatnie na nie zareagować. Gdy nazywa naszą złość, frustrację, radość i smutek i pozostawia przestrzeń na to, by wybrzmiały. Gdy nazywa i okazuje swoje emocje. Gdy objaśnia nam emocje innych. Skutek nie jest natychmiastowy. To nauka na lata. Czasem mam wrażenie, że od dzieci z autyzmem, które poddane są terapii ukierunkowanej na radzenie sobie z emocjami i odczytywanie emocji innych ludzi, oczekujemy efektów tu i teraz. A przecież i u dzieci, które nie mają takiej diagnozy, mózg dojrzewa aż do dorosłości. Przecież i one nie są w stanie same, bez cierpliwego wsparcia dorosłego, regulować swoich stanów emocjonalnych. By te części mózgu, które odpowiadają za hamowanie i kontrolę reakcji emocjonalnych mogły współpracować efektywnie częściami, w których to pobudzenie powstaje, potrzebne jest wsparcie, towarzyszenie, empatia doświadczana dzień po dniu. Potrzebny jest też czas. Rodzicielstwo bliskości nie działa. Nie sprawi, że dziecko z dnia na dzień przestanie mieć swoje specyficzne trudności. Ono nie ma działać. Kary i nagrody, nagany i pochwały działają (w najlepszym wypadku) tylko pozornie – tylko na powierzchni, na poziomie zachowania. To niestety wiąże się ze wzmacnianiem motywacji zewnętrznej i ograniczaniem motywacji wewnętrznej.
  4. Rodzice zastanawiają się też, czy podejście oparte o akceptację i współpracę w domu nie będzie kłóciło się z metodami stosowanymi przez przedszkole/szkołę/na terapii. Nie wszyscy rodzice mają wybór, nie wszyscy mogą poszukiwać świadomej szkoły albo niedyrektywnej terapii (choć szukać warto). Na szczęście, dla dzieci najważniejsza jest relacja z najbliższymi osobami. To w ich oczach się przeglądają. Satysfakcjonujące, pełne życzliwości i wsparcia relacje w rodzinie pozwalają lepiej sobie radzić z tym, co spotyka dzieci w świecie. Poczucie: “jestem OK, taki jaki jestem”, daje siłę, by nie konfrontować się stale z ocenami innych. Nie warto im tego odbierać w imię ujednolicenia. Dom to nie szkoła, dom to nie terapia. Dom to bezpieczna przystań, w której można wzrastać i do której można wracać, by znaleźć równowagę.
  5. „Czy są tacy rodzice, którzy to potrafią?” Takie pytanie zadała mi jedna mama. Rodzicielstwo bliskości to nie jest takie rodzicielstwo, w którym wszystko się udaje. Nie wiem, czy można coś w rodzicielstwie potrafić raz na zawsze. Tak zerojedynkowo. To jest taki skill, nad którym się nieustannie pracuje. Dziś coś działa, jutro nie. Dziś zdołam, jutro się potknę. I to jest w porządku. Dzieci nie potrzebują idealnych rodziców, ale rodziców z krwi i kości, którzy pokażą im, że można się pomylić, podjąć nietrafioną decyzję, wziąć za nią odpowiedzialność i iść dalej. Można się rozwijać, starać, szukać nowych dróg komunikacji a w chwili, gdy zawładną nami silne emocje i tak wrócić do sprawdzonych, starych sposobów reagowania. A potem, zamiast pluć sobie w brodę, znowu się rozwijać. Wiem, że są wśród Was rodzice, od których możemy się uczyć akceptacji dzieci, takich jakie są i ich ograniczeń. Taka akceptacja to niesamowity początek relacji, która karmi obie strony.

Akceptacja to temat sam w sobie wart oddzielnego artykułu. Chcecie?